( Home page )

Konstanty Jan Kurman

To było już prawie 60 lat temu gdy paru studentów trzeciego chyba roku studiów na Politechnice Warszawskiej zainteresowało się serwomechanizmami i automatyką.

Młodzi ludzie, którzy wierzyli w sens tego co robią, wierzyli w postęp; wierzyli także w socjalizm i komunizm. Młodzi ludzie, dla których pochód pierwszomajowy był autentycznie przeżywanym świętem.

Kurman był jednym z nich. Chciał być rzeczywistym inżynierem, poszedł do przemysłu, uczestniczył tam w pracach rozwojowych — m.in. przy modernizacji aparatury na przedwojennym niszczycielu O.R.P. "Burza", a potem w automatyce radiolokacyjnej. Wiara w słuszność systemu musiała się załamać; Konstanty Jan Kurman przeżył to bardziej niż inni, może dlatego że w całym swoim życiu nigdy nie był oportunistą.

Powrócił na Politechnikę jako jej pracownik, ale długo nie mógł się zdobyć na zrobienie magisterium. Wreszcie się to stało, miał wtedy 33 lata. Złapał wiatr w żagle, rok później był doktorat, kilka lat potem habilitacja i docentura.

Zajmował się teorią i praktycznymi aspektami automatycznej regulacji. W roku 1975 wyszła jego książka, którą jeszcze trzydzieści lat później profesor Gessing w Gliwicach rekomendował studentom magisterskim jako ważną lekturę. Ukazała się także jej wersja angielska.

Miał wielu studentów, niektórzy uważają się nawet za jego wychowanków — zarażał bowiem swoim zapałem, przekonywał do fizycznego rozumienia zjawisk i do ulubionych metod projektowania.

Dumny był z tego że otrzymał kiedyś studencką "złotą kredę".

Kiedy przyszły lata 1980 i 1981 odżyło zaangażowanie w sprawy społeczne — docent Kurman uczestniczył w procesie narodzin "Solidarności" na Politechnice, w stanie wojennym był internowany.

Kilka lat później wszedł w krąg wolnomularstwa; kolejna próba, kolejny krok poszukiwania — chciałoby się powiedzieć — poszukiwania prawdy.

Znalazł, w ostatnich latach życia, drogę powrotną do Kościoła.

Cierpiał na różne związane z wiekiem dolegliwości, doskwierała mu stopniowa utrata pamięci i znakomitej kiedyś sprawności umysłu.

Z pociechą patrzyliśmy na to, że nie był sam ze swoją słabością, że był przy nim ktoś, kto nieprzerwanie — i całkiem dosłownie — prowadził go pod rękę.

1 X 2009 r.

Władysław Findeisen



( Home page )